Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Nie dziwi mnie to wcale! — zauważyła hrabina. — A ty droga moja, dziwiąc się okazałaś wielką naiwność. Kukułka jest kukułką, bez względu jak się dostała do gniazda. To istotnie bajeczne zdarzenie i widzę, żem cię nie doceniała. A któż jest jej ojcem. Kto powołał na świat tego słodkiego aniołka? W każdym razie zasługuje na pochwałę.
Pani Febronius wymieniła nazwisko. Hrabina wrzasnęła i zerwała się z krzesła, jak ukłuła.
— Crammon? Bernard Crammon! — klasnęła w dłonie. — Czy to prawda? Czy nie śnisz? Namyśl się droga moja, masz chyba gorączkę. Ach tak, majaczysz, widzę. Napij się wody, uczyń to dla mnie i nie wygaduj głupstw.
Chora patrzyła na siostrę ze zdumieniem.
— Ty go znasz? — spytała.
— O, znam dobrze! — odrzekła hrabina z goryczą.— Ale powiedzże... czy wie o tem ten... ten człowiek? Czy wiedział od początku?
— Wie. Widział Letycję dwa lata temu w KleinDaussen. Od tej pory, wie. Ale droga Marion, zachowujesz się, jakby ci się zjawił szatan. Czy była między wami zwada, czy coś innego zaszło. Jakże ty zawsze przesadzasz.
Wzburzona hrabina chodziła szybko po pokoju.
— Wie o tem, wie ten nikczemnik! — mruczała do siebie. — Wiedział o tem gałgan. Cóż za udawanie! Jaka obłuda. Czekajno łotrze, już ja ci zapłacę, czekaj, czekaj, potrafię cię odnaleźć! — potem, zwrócona do siostry, powiedziała głośno: — Przebacz droga moja. Znowu uniósł mnie temperament. Masz słuszność, nazwisko to zbudziło mój dawny gniew. Kipię... poprostu kipię i basta! W młodości, musiał on być człowiekiem