Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/89

Ta strona została przepisana.

ściny na moczarach, gdzie wziąłem udział w małych wyścigach oficerskich. Zostałem jeno o głowę w tyle. Polem dwukolnym wózkiem myśliwskim ruszyłem na dworzec, by stanąć nazajutrz rano w Berlinie. Załatwiłem swe sprawy w ministerstwie spraw zagranicznych, przyjmowałem agentów, asystowałem w klinice pewnej, niezwykłej operacji, byłem w Johannistalu, gdzie czyniono próby z nowym modelem aeroplanu, wieczór zaś w Teatrze Niemieckim na bajecznie wystawionym Peer Gyncie. Noc przepiłem w kole aktorów, rano wyruszyłem do Drezna na konferencję z dwoma amerykańskimi przyjaciółmi, a dziś jestem z powrotem.
Najbliższy tydzień będzie podobny i trzeci także. Jedyna sprawa to to, że powinienbym więcej sypiać! — jął machać grubą trzciną bambusową.
— To wprost przerażające! — rzekł Weikhardt, przesadną flegmą, kontrastując podniecenie towarzysza. — No, ale jakże żona pańska zapatruje się na tego rodzaju tryb życia. Ktoś mi ją niedawno pokazał. Nie wygląda na osobę chętną siedzieć w kątku.
Imhoff przystanął znowu, rozkraczył nogi, oparł się na lasce i wybuchnął śmiechem:
— Żona moja! — zawołał. — Dziwnie to brzmi. Mam tedy żonę. Dalipan zapomniałbym całkiem o tem, gdyby nie słowa pańskie. Nie z jej zreszlą winy wedle... o nie... Judycie Imhoff, z domu Wahnschaffe... cały szacunek... Djabli wiedzą z czyjej winy.. Racja, racja... nie chce ona siedzieć w kątku... Oto takie sobie robi koło i rezyduje pośród niego. — Zakreślił laską duży krąg. — Siedzi ona tam chłodna, nieprzystępna, a napięta, jak lina stalowa. Bujna to natura, energiczna, skłonna do dekoratywności... Pełny szacunek, drogi panie.