Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Weikhardt milczał. Rozbrajał go i nużył ten konglomerat pychy, ironji, cynizmu i opilstwa. Zwrócili się i ku Ogrodowi Angielskiemu, gdzie w małym domku mieszkał malarz. W chwili pożegnania spytał Imhoff, ciągle jeszcze nie chcąc zostać sam.
— Może masz pan co na sztaludze?
Weikhardt zawahał się, co skłoniło Imhoffa do złożenia mu wizyty. Niebo szarzało. '
Weszli do pracowni, Weikhardt zaświecił i pokazał niewykończoną jeszcze kompozycję. Było to „Zdjęcie z Krzyża“.
— Nie modny temat? — spytał malarz chytrze uśmiechnięty i pobladły.
Imhoff patrzył. Był do gruntu przejęty umiłowaniem sztuki i umiał patrzeć, jak nikt inny. Malarze wiedzieli o tem.
Obraz siłą wizji i pędzlem przypominający starego Greco, miał dziwną budowę i modlitewny ruch figur, przepojonych namiętnością ekstazy. Użyta tu forma starego mistrza, była jeno pozorem. Widne były pierwsze, płomienne rzuty. Postacie, wolne od starzyzny i frazesu, wyglądały jak chmury, chmury jak architektura, samych przedmiotów nie było tu niemal jeszcze. Chaos ten dopiero w odczuciu widza mógł nabrać sensu i ładu.
Feliks Imhoff załamał ręce i mruknął:
— Boże wielki! Móc dokonać czegoś takiego!
Weikhardt spuścił głowę. Nie wielką przykładał wagę do tych słów. Przed paru dniami, patrząc na płótno, wyobrażał sobie, że stoi przy nim chłop, czy wogóle człowiek z gminu. Uznał za możliwe, by uklęknął ten prosiaczek nie mający o sztuce pojęcia i to nie