Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Skinął tylko głową. Po chwili usiadł i zaczął:
— Chcę pani opowiedzieć sen, jaki miałem, a raczej nie sen, gdyż miałem pełną świadomość, ale halucynację. Proszę posłuchać.
Pięć, lub sześć kobiet siedziało u dostatnio zastawionego stołu. Miały stroje balowe, głęboko wycięte i śmiały się swawolnie, popijając szampana. Czarującymi ruchami i miotaniem dwuznaczników obdarzały one kogoś, kto siedział na pierwszem miejscu stołu. Nie miał on jednak żadnej określonej postaci. Był to prosty kloc, czy słup gliny. Zbliżając się doń, drżała służba, a kobiety bladły pod szminką, gdy do którejś przemówił. Pośrodku lśniąco białego obrusa leżał, niepostrzeżony przez nikogo, trup.
Zwłoki, pokryte były owocami, a z pośród brzoskwiń i winogron sterczała rękojeść noża. Przez szpary stołu spływała krew, kapiąc zcicha na podłogę.
Uczta dobiegła kresu i wszyscy byli w jaknajweselszym nastroju. Nagle wstał Bezpostaciowy chwycił jednę z kobiet, przyciągnął do siebie i kazał grać. Podczas kiedy zabrzmiała rozgłośna muzyka jął kloc rosnąć, ukazała się czaszka jego, w czaszce oczy, a oczy te zaczęły wyrażać myśl: pożądam, pożądam!
Kobieta, którą trzymał, bladła coraz to bardziej. Czyniła wysiłki uwolnienia się z objęć jego. Ale u boków kolosa wyrosły wrzecionowate, twarde ramiona. Cisnął ją niemi do siebie tak silnie, że zaczęła rzęzić, posiniała i ciało jej przełamało się w pasie. Za chwilę opadła martwo i została z niej, zda się, jeno suknia.
W tej chwili podniósł głowę zmarły, pogrzebany wśród owoców i przysmaków, z nożem w piersi i rzekł, nie otwierając oczu:
— Oddaj mi ją.