Strona:PL Wedekind - Przebudzenie się wiosny.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

śniło mi się, żem naszego Lola okropnie zbatożył. To był najstraszniejszy z moich snów. — Czemu tak dziwnie mi się przyglądasz?

MAURYCY.

Czyś ty już doznał?

MELCHJOR.

Czego?

MAURYCY.

Jakeś to nazwał?

MELCHJOR.

Erekcji?

MAURYCY.

M... hm.

MELCHJOR

Rozumie się!

MAURYCY.

Ja też — . — . — . — . — . — . — . —
— . — . — . — . — . — . — . — . — . —

MELCHJOR.

Właściwie znam je oddawna! — już blizko od roku.

MAURYCY.

Ja byłem jak piorunem rażony.