Strona:PL Wedekind - Przebudzenie się wiosny.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.
WENDLA.

— — — o głupstwach — — błazeństwach — —

MELCHJOR.

Z otwartemi oczami?

WENDLA.

Śniłam, że jestem biednem, biednem, żebrackiem dzieckiem, wysyłanem na ulicę od piątej zrana, przymuszanem przez dzień cały do żebraniny na słocie i wichrze, chowanem pomiędzy okrutnymi ludźmi bez serca. A gdy powracam wieczorem do domu, drżąca z zimna i głodu i nie przynoszę tyle, ile mój ojciec wymaga, to mnie bije — bije —

MELCHJOR.

Znam to, Wendlo. Zawdzięczasz to głupim dziecinnym historjom. Wierzaj mi, tak brutalni ludzie dziś już nie istnieją.

WENDLA.

Mylisz się Melchjorze. — Martę Bessel biją tak co wieczór, że nazajutrz jeszcze znać pręgi. O, co ona musi wycierpieć! Gorąco się robi, gdy się o tem słyszy. Jakże mi jej strasznie żal! Często w nocy myśląc o niej zalewam się łzami. Pragnęłabym jej