Strona:PL Wedekind - Przebudzenie się wiosny.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.
MAURYCY.

Gdzieżeś się znowu wałęsała?

ILZA.

U Nobla, u Ferendorfa, u Padinskiego, u Lenza, Ranka, Spilera — u wszystkich! kling, kling — ta będzie dopiero skakać!

MAURYCY.

Czy służysz im za model?

ILZA.

Ferendorf maluje mnie jako świętą. Stoję na korynckiej kolumnie. Ferendorf, powiadam ci, jest zawzięta bestja. Ostatnio zgniotłam mu tubę. On wyciera mi pendzle o włosy. Ja wycinam mu policzek. On mi rzuca w głowę paletę. Ja przewracam stalugi. On za mną z kijem przez dywan, stoły, krzesła, do koła pracowni. Za piecem leżał szkic. — Grzecznym być albo podrę. — Przysiągł, że mi wybacza i w końcu mnie potem jeszcze strasznie — strasznie wycałował.

MAURYCY.

Gdzież ty nocujesz, — jak zostajesz w mieście?

ILZA.

Wczoraj byliśmy u Nobla — onegdaj u Bojokiewicza, — u Padinskiego piliśmy