— On mnie zabije!... Ma nóż albo coś w tym rodzaju!... Na miłość Boską!...
— Właźże tutaj — rzekł bufetowy i otworzył drzwiczki, prowadzące za stół sklepowy.
Marvel rzucił się po za stół właśnie w chwili, kiedy szturm na zewnątrz się ponowił.
— Nie otwierajcie drzwi! Proszę was, nie otwierajcie drzwi! Gdzież mam się schronić?
— Zatem to Człowiek Niewidzialny? — zapytał mężczyzna z czarną brodą i z ręką założoną w tył. — Czas już bodaj, żebyśmy go nareszcie ujrzeli.
Nagle okno oberży zostało wgniecione do środka, a z ulicy dobiegły wrzaski i latanina w różne strony. Policyant stał na drewnianej ławce, pochylając się naprzód w celu zobaczenia, kto stoi pod drzwiami. Po chwili zszedł z podniesionemi brwiami. Bufetowy stojący przed drzwiami, prowadzącemi do sali, które obecnie zamknięto za Marvelem, popatrzył się na strzaskane okno i zbliżył się do dwóch towarzyszy.
Nagle wszystko ucichło.
— Szkoda, że nie mam swojej pałki — rzekł policyant, podchodząc niepewnym krokiem ku drzwiom. — Skoro otworzymy, wejdzie. Niema sposobu powstrzymania go.
— Tylko niech ci się tak bardzo nie spieszy z temi drzwiami — mruknął anemiczny woźnica.
— Odsuńcie rygle — rzekł mężczyzna z czarną brodą — a skoro wejdzie...
Pokazał rewolwer w ręce
— To nic nie pomoże — zaoponował policyant — zresztą to morderstwo.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/103
Ta strona została przepisana.