ale zupełnie pusty. Już chciał uchwycić go, gdy coś wstrzymało jego ramię i jakiś głos odezwał się tuż obok niego:
— Kempie!
— Co? — zapytał Kemp, czując dreszcz mimowolnej obawy.
— Trzymaj się — mówił Głos. — Jestem Człowiekiem Niewidzialnym.
Kemp milczał chwilę, uporczywie wpatrując się w bandaż.
— Człowiek Niewidzialny? — odezwał się wreszcie.
Przez umysł Kempa przesunęła się błyskawicznie historya, którą tak wydrwiwał tego rana. Zdaje się, że nie był bardzo przerażony, ani też zbytnio zdumiony w danej chwili. Świadomość tego stanu nastąpiła znacznie później.
— Sądziłem, że to wszystko jest prostem kłamstwem — rzekł i jednocześnie stanęły mu żywo w umyśle wszystkie argumenty, powtarzane rano.
— Ty ty masz na sobie bandaż? — spytał.
— Tak — odparł Człowiek Niewidzialny.
— Ach! — rzekł Kemp i kręcąc głową, dodał: — Ale to głupstwo! To jakaś sztuczka...
Posunął się naprzód, a dłoń jego, wysunięta ku bandażowi, spotkała się z niewidzialnemi palcami.
Cofnął się i zbladł nieco.
— Trzymaj się dzielnie, Kempie, na miłość Boską! Potrzebuję ogromnie pomocy. Stój!
Ręka ujęła go silnie za ramię, on zaś wymierzył w nią cios.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/110
Ta strona została przepisana.