Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/112

Ta strona została przepisana.

— Pozwól mi się podnieść — rzekł Kemp. Zostanę tutaj, gdzie się w tej chwili znajduję. Pozwól mi posiedzieć spokojnie przez chwilę.
Podniósł się, usiadł i macał się po karku.
— Nazywam się Griffin, a uczyniłem się niewidzialnym — mówił Głos. — Jestem najzwyczajniejszym człowiekiem, którego dobrze znałeś, tylko niewidzialnym.
— Ty jesteś Griffin? — rzekł Kemp.
— Tak, Griffin — odparł Głos. — Byłem młodszy od ciebie, niemal albinos, sześć stóp wysoki, barczysty, z różową, białą twarzą i czerwonemi oczyma; jestem tym samym, który zyskał medal za chemię.
— W mózgu mi się kręci — rzekł Kemp. — Cóż to wszystko ma za związek z Griffinem?
— Ja jestem Griffin właśnie.
Kemp zastanowił się.
— To straszne — szepnął po chwili. — Ale jakiej sztuczki szatańskiej musi człowiek użyć, żeby stać się niewidzialnym?
— Niema w tem żadnej sztuczki szatańskiej. Jest to poprostu proces myślowy, zupełnie zrozumiały...
— Ależ to straszne! — powtórzył Kemp. — Jakże u licha?....
— Pewnie, że straszne. Ale jestem raniony, cierpię, czuję znużenie... Na Boga, Kemp, jesteś przecie człowiekiem. Trzymaj się dzielnie, nie denerwuj się... Daj mi co do jedzenia i picia i pozwól mi usiąść tutaj.
Kemp wpatrywał się w bandaż, poruszający się po pokoju, potem ujrzał krzesło bambusowe, wleczone po podłodze i zatrzymujące się w pobliżu biurka. Krzesło skrzypnęło, a siedzenie zaklęsło się o jakie