jakiś posiłek. Gość, zatrzymujący się w Iping w środku zimy, było to niesłychane szczęście, nie mówiąc już o tem, że nie targował się, to też postanowiła okazać się godną tego niespodziewanego a pomyślnego dla niej zwrotu koła Fortuny.
Skoro słonina zaczęła się już dobrze przysmażać, a Millie, jej limfatyczna pomocnica, ruszyła się nieco żywiej pod wpływem kilku zręcznie dobranych, pogardliwych zdań, pani Hall zaniosła obrus, talerze i szklanki do salonu i zaczęła rozkładać je z najwyższą okazałością.
Jakkolwiek ogień płonął już dosyć żywo, jednak, ku jej ździwieniu, gość ciągle jeszcze stał w kapeluszu i płaszczu, zwrócony plecami ku niej, wyglądając przez okno na padający w dziedzińcu śnieg.
Ukryte w rękawiczkach dłonie założył w tył i zdawał się być zatopiony w myślach. Zauważyła, że topniejący śnieg, który ciągle jeszcze zwilżał jego plecy, spadał kroplami na dywan.
— Czy mogę wziąć pański kapelusz i płaszcz — spytała — dla wysuszenia w kuchni?
— Nie — odparł bez odwracania się.
Nie była pewna, czy słyszała jego słowa i już miała powtórzyć pytanie, gdy gość zwrócił głowę
i spojrzał na nią przez ramię.
— Wolę je zatrzymać na sobie — rzekł z naciskiem.
Przy tej sposobności pani Hall zauważyła, że miał on wielkie, niebieskie okulary z bocznemi skrzydłami i że krzaczaste bokobrody wyzierały z za kołnierza, który całkowicie zasłaniał policzki i twarz.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/12
Ta strona została przepisana.