Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Kemp — muszę dowiedzieć się czegoś pewniejszego o tej twojej niewidzialności.
Rzuciwszy nerwowe spojrzenie przez okno, usiadł z takim spokojem, jak człowiek, zabierający się do zwyczajnej rozmowy. Wątpliwości jego co do istoty rzeczy rozwiały się stanowczo, gdy spojrzał na miejsce, gdzie siedział Griffin, ten bezgłowy i bezręki szlafrok, ocierający niewidzialne usta cudownie w powietrzu utrzymaną serwetą.
— Rzecz jest bardzo prosta i zupełnie zrozumiała — zaczął Griffin, odkładając serwetę na bok.
— Niewątpliwie jest taką dla ciebie, ale...
Kemp zaśmiał się.
— Tak, i mnie zdawała się naprzód cudowną, ani słowa. Ale teraz, mocny Boże!... My jednakże dokonamy jeszcze dziwniejszych rzeczy! Na ową substancyę wpadłem po raz pierwszy w Chesilstowe.
— W Chesilstowe?
— Udałem się tam po opuszczeniu Londynu. Czy wiesz, że porzuciłem medycynę i poświęciłem się fizyce? Nie? Otóż uczyniłem tak. Światło mnie pociągało.
— Ach!
— Gęstość optyczna! Cały ten przedmiot jest labiryntem, zbiorem zagadek... jest siecią, przez której oczka rozwiązanie zadania się wymyka. Mając wówczas dwadzieścia lat i będąc pełen entuzyazmu, powiedziałem sobie: „Poświęcę temu całe swoje życie. Rzecz na to zasługuje“. Wiadomo ci przecie, jakimi głupcami jesteśmy w wieku lat dwudziestu dwóch...
— Wtedy głupcami, czy teraz? — zapytał żartobliwie Kemp.
— Nie drwij. Wówczas zdaje nam się, że wiedza