nich niezrozumiałemu, jak ślady stop, odkryte przez Robinsona Cruzoe.
Bieganina rozgrzała mnie do pewnego stopnia, więc szedłem dalej z pewną otuchą przez labirynt mniej uczęszczanych ulic w tej okolicy. Grzbiet zdrętwiał mi i zesztywniał, migdałki pod szczęką ucierpiały od palców woźnicy, a skóra na karku nosiła ślady jego paznogci; stopy bolały mnie nadzwyczajnie, a na jedną nawet kulałem. Po chwili spostrzegłem zbliżającego się do mnie ślepca, od którego uciekłem z obawy przed jego subtelną intuicyą. Raz czy dwa zdarzyły się przypadkowe kolizye, a skutkiem ich były klątwy z mojej strony, których przechodnie wytłumaczyć sobie nie umieli. Potem coś cichego i spokojnego upadło mi na twarz, a skwer przykrył cienki całun wolno opadających płatków śniegu. Dostałem kataru i pomimo wysiłku, nie mogłem się powstrzymać, by kiedy niekiedy nie kichnąć. Każdy pies, zjawiający się na drodze z nosem nastawionym i węszącym, przejmował mnie strachem.
Potem zaczęli biedz mężczyźni i chłopcy jeden za drugim, wykrzykując. Wybuchnął właśnie ogień. Wszyscy biegli w kierunku mego mieszkania. Byłem pewien, że to właśnie moje mieszkanie stanęło w płomieniach; moje ubranie, aparaty, wszystkie przyrządy, z wyjątkiem książeczki z czekami i trzech tomów zapisków, czekających na mnie w Portland Street, znajdowały się tam. Ogień! Spaliłem mosty za sobą! Wszystko stało w płomieniach!
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/152
Ta strona została przepisana.