cząłem zdejmować z siebie ubranie jak mogłem najprędzej. Palto, kurtka, spodnie, trzewiki zeszły prędko, ale wełniana kamizelka trzyma się człowieka, jak jego własna skóra. Słyszałem coraz więcej nadchodzącej służby, kucharz jednak leżał po drugiej stronie kantorka, ogłuszony i przerażony aż do utraty mowy, a ja musiałem uczynić jeszcze jeden rozpaczliwy wysiłek, jak królik, wypędzony ze stosu drzewa.
— Tędy, policyancie! — odezwał się jakiś głos.
Znalazłem się znowu w oddziale łóżek. Schroniłem się tam, położyłem się na ziemi, po nieskończenie długiem szamotaniu, uwolniłem się wreszcie od mojej kamizelki i poczułem się znowu wolnym człowiekiem, chociaż dyszącym i przestraszonym, w chwili, kiedy policyant z trzema sklepowymi zjawił się z po za kantorka. Rzucili się na kamizelkę i pochwycili spodnie.
— Ciska swój łup — powiedział jeden z młodych ludzi. — Musi być gdzieś w tej stronie.
Ale nie znaleźli mnie, oczywiście
Śledziłem czas jakiś pościg, klnąc psie szczęście, które zmusiło mnie porzucić z takim trudem zdobyte ubranie. Potem udałem się do oddziału restauracyjnego, napiłem się nieco mleka i usiadłem przy oknie dla rozważenia mego położenia.
Po chwili weszło dwóch kupczyków, którzy zaczęli rozprawiać o świeżem zdarzeniu z wielkiem wzburzeniem, przyczem zachowywali się, jak zwyczajni głupcy. Usłyszałem wielce przesadzone opowiadanie o dokonanem przeze mnie spustoszeniu i rozmaite domysły na temat miejsca mojego pobytu. Wtedy zacząłem znowu
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/160
Ta strona została przepisana.