Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/162

Ta strona została przepisana.

mojej skórze, zdradzając mnie w ten sposób. Deszcz byłby też nadał mi pewien widzialny zarys, błyszczącą wodną powierzchnię w kształcie człowieka, poprostu wyglądałbym, jak bańka wodna. A mgła, — w tej wyglądałbym jak bledsza bańka, ale zawsze bańka. Co więcej, wszedłszy i znalazłszy się w londyńskiej atmosferze, zacząłem zbierać błoto wokoło kostek, a sadzę i pył na skórze. Nie wiedziałem, jak długo trzeba będzie czekać na to, aby z tej przyczyny także stać się widzialnym, ale domyśliłem się, że to wieki nie potrwa.
— Oczywiście — potwierdził Kemp.
— Udałem się w okolicę ubogą ku Great Portland Street i znalazłem się na końcu ulicy, którą niegdyś zamieszkiwałem. Nie poszedłem w tę stronę z powodu tłumu, który się zbierał ciągle jeszcze i gapił na dymiące resztki podpalonego przeze mnie domu. Najważniejszą moją potrzebą było ubranie. Wtedy to, w jednym z tych małych sklepików z rozmaitemi towarami, ujrzałem szereg masek i nosów i przypomniałem sobie myśl, jaka mi przyszła do głowy w magazynie „Omnium“. Zwróciłem się więc, już nie bez celu i poszedłem wkoło, dla uniknięcia ruchliwych ulic, ku uliczkom, położonym po za Strandem. Wprawdzie niezbyt wyraźnie, przypominałem sobie jednak, że w tej to dzielnicy znajdują się sklepy handlarzy kostyumami teatralnemi.
Dzień był zimny, a przez ulice, ku północy biegnące, wiał szczypiący wiatr. Szedłem szybko w obawie, by nie zostać schwytanym. Każde przejście przez skrzyżowanie się ulic groziło niebezpieczeństwem, każdy przechodzień wymagał bacznej uwagi. Gdym na