długich ramionach i krótkich, kabłąkowatych nogach. Wyraźnie przerwałem mu spożywanie śniadania. Obejrzał się dokoła z wyrazem oczekiwania. Potem nastąpiło zdumienie, a wreszcie gniew na widok pustego sklepu.
— Niech licho weźmie tych łobuzów! — mruknął.
Następnie wyszedł dla przepatrzenia w różnych kierunkach ulicy. Po chwili wrócił, zatrzasnął drzwi nogą ze złości i mrucząc coś pod nosem, udał się tam, skąd przyszedł.
Natychmiast ruszyłem za nim, ale na szmer moich kroków zatrzymał się. Uczyniłem to samo, zdumiony bystrością jego słuchu. Trzasnął mi drzwiami od mieszkania przed nosem.
Teraz zawahałem się. Nagle usłyszałem, że wraca i istotnie drzwi otworzyły się znowo. Oglądał się dokoła po sklepie, jak człowiek niezadowolony i niespokojny. Potem, mrucząc pod nosem, zajrzał za kantorek. Przez chwilę stał, pełen wątpliwości. Zostawił drzwi od mieszkania otwarte, co dało mi możność wsunięcia się do środka.
Był to mały, dziwaczny pokój, licho umeblowany, w kącie leżał stos różnych masek. Na stole stało śniadanie właściciela i powiadam ci, Kempie, że bardzo ciężko było mi widzieć go, pijącego kawę, której zapach drażnił moje powonienie. Sposób jego zachowania się przy stole był także drażniący. Do małego pokoju prowadziło troje drzwi, jedne na górę, drugie na dół, ale w danej chwili wszystkie były pozamykane. Nie mogłem się wydostać z pokoju, dopóki on się w nim znajdował; ledwie śmiałem się poruszyć
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/164
Ta strona została przepisana.