Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Mam nieco bagażu — powiedział — na stacyi Bramblehurst...
I spytał, jakim sposobem mógłby rzeczy sprowadzić. Skłaniał swą obandażowaną głowę wcale uprzejmie w odpowiedzi na jej wyjaśnienia.
— Jutro! — powiedział. — Czyż nie mogą być rychlej dostarczone?
Zdawało się, że doznał zawodu, gdy mu odparła:
— Nie.
— Czy pani całkiem pewna? Czyby nikt z wózkiem nie pojechał?
Pani Hall skwapliwie odpowiadała na jego pytania i stąd rozwinęła się pogawędka.
— Na błoniu bardzo stroma droga, panie — odparła na pytanie, odnoszące się do wozu. A potem, usiłując zawiązać dalszą rozmowę, rzekła:
— Przeszło rok temu, przewrócił się na drodze powóz, a podróżny i woźnica zginęli na miejscu. O przypadek nietrudno, proszę pana, w jednej chwili!
Ale gość nie dał się wyciągnąć.
— Nietrudno — powiedział przez swój szalik, patrząc na nią spokojnie z po za swych nieprzeniknionych okularów.
— Ale za to trzeba wiele czasu, żeby się z niego wygoić, nieprawda, panie? Oto naprzykład, syn mojej siostry, Tomasz, rozciął sobie rękę kosą, na którą upadł przy koszeniu siana; chorował na to całe trzy miesiące, panie! Trudno w to uwierzyć. Od tego czasu, panie, mam strach przed kosą.
— Zupełnie to rozumiem — rzekł gość.
— Pewnego razu obawialiśmy się, że będzie musiał poddać się operacyi, tak mu było źle, panie.