domem, a rygle wsunęły się znowu w swoje łożyska. Zszedł śmiało na dół, minął trawnik i zbliżył się do furtki. Delikatny powiew muskał trawę; coś się tuż obok niego poruszyło.
— Wstrzymaj się na chwilę — odezwał się Głos i Adye stanął, jak wryty, ściskając w ręku rewolwer.
— Czego chcesz? — zapytał Adye, blady, wystraszony i silnie zdenerwowany.
— Zrób mi przyjemność i wróć do domu — rzekł Głos, zdradzający niemniejsze podniecenie.
— Przykro mi — odparł Adye, zwilżając wargi językiem — że nie mogę tego uczynić.
Zdawało mu się, że Głos znajdował się przed nim po prawej stronie; namyślał się, czy nie próbować szczęścia i nie strzelić.
— A po co idziesz? — pytał Głos.
Adye wciąż wahał się i namyślał.
— Dokąd idę — rzekł zwolna — to moja rzecz.
Słowa te jeszcze drgały na jego ustach, gdy jakieś ramię objęło go za szyję i gwałtownem szarpnięciem obaliło go na wznak. Pociągnął wtedy za kurek i zaczął strzelać niezdarnie, ale niebawem został ugodzony w twarz i rewolwer wypadł mu z ręki. Napróżno usiłował powstać... został przewrócony znowu.
— Niech licho porwie! — zaklął przez zęby.
Głos zaśmiał się.
— Zabiłbym cię teraz, gdybym nie żałował kuli — powiedział.
Adye ujrzał rewolwer zawisły nad jego głową w powietrzu.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/195
Ta strona została przepisana.