Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/197

Ta strona została przepisana.

Potem rewolwer poruszył się nieco i promień słońca, załamawszy się w gładkiej powierzchni metalu, wpadł w oko Kempa, który przysłonił oczy i starał się dojrzeć kierunek oślepiającego promienia.
— Przyrzeknij mi, że nie wciśniesz się przez drzwi — mówił Adye. — Nie posuwaj zwycięskiej gry za daleko. Daj niejakie szanse i przeciwnikowi.
— Wracaj prosto do domu. Powiadam ci otwarcie, że nic przyrzekać nie mogę.
Zdawało się, że Adye nagle powziął jakieś postanowienie. Zwrócił się ku domowi i szedł wolno, z rękami założonemi w tył. Kemp wpatrywał się w niego ze zdumieniem. Rewolwer zniknął, zjawił się znowu i znowu zniknął, a przy bliższem zbadaniu okazało się, że się posuwa tuż za Adyem. Potem wypadki następowały bardzo szybko po sobie. Adye skoczył w tył, okręcił się na pięcie, wyciągnął rękę po rewolwer, nie schwycił go, wyrzucił ręce w górę i upadł na twarz. Mały, niebieski obłoczek unosił się nad nim w powietrzu. Kemp nie słyszał strzału. Adye wił się na ziemi przez chwilę, podniósł się nieco, wspierając na jednem ramieniu, upadł znowu i już leżał bez ruchu.
Kemp czas jakiś wpatrywał się w leżącego Adyego. Po południu upał dopiekał, cisza zalegała dokokoła, nic się nie poruszało z wyjątkiem dwóch żółtych motylków, ścigających się wzajem wśród krzaków, rosnących pomiędzy domem a furtką. Adye leżał na trawniku blizko tej właśnie furki. Okienice wszystkich willi, stojących wzdłuż drogi, były pozamykane, a w jakiejś małej, zielonej altanie widać