Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/30

Ta strona została przepisana.

Skoro tylko klatki zostały rozpakowane, gość podszedł ku oknu i zabrał się do roboty, nie troszcząc się wcale o podściółkę ze słomy, o ogień, który wygasł, o skrzynię z książkami na dworze, ani o kufry i inne przyniesione na górę pakunki.
Gdy pani Hall zaniosła obiad, gość był już tak zatopiony w swej pracy i tak zajęty wlewaniem drobnych kropelek płynów do probierek, że nie słyszał jej, aż póki nie zmiotła większej części słomy i nie postawiła tacy na stole, może z odrobiną niechęci, widząc, w jakim stanie znajdowała się podłoga. Wtedy odwrócił głowę napoły i natychmiast powrócił do pierwotnej pozycyi. Ale widziała, że zdjął okulary, które leżały obok niego na stole, a przytem zdawało się jej, że oczodoły były niesłychanie głębokie. Nasadził znowu okulary, poczem odwrócił się i spojrzał na nią. Już miała skarżyć się na słomę na podłodze, gdy zaczął mówić pierwszy:
— Życzę sobie, aby pani nie wchodziła bez pukania — powiedział tonem nadzwyczajnego zniecierpliwienia, tak mu właściwego.
— Pukałam, ale widocznie...
— Być może, iż pani pukała. Ale przy moich badaniach... przy moich, istotnie bardzo pilnych i niezbędnych badaniach... najlżejsza przeszkoda, wstrząśnienie drzwiami... Muszę prosić panią...
— Owszem. Ależ może pan zamykać się na klucz, jeżeli panu się tak podoba.
— Bardzo dobra myśl — powiedział gość.
— Tylko ta słoma, panie! Jeżeli mi wolno zrobić uwagę...