— Nie czyń pani żadnej uwagi. Jeżeli słoma czyni pani jaką różnicę, to proszę odpowiednią pozycyę wstawić do rachunku.
Ona zaś mruknęła sobie coś pod nosem, jak gdyby klątwę.
Gość tak był dziwny, tak napastliwy i wybuchający, gdy stał, trzymając w jednej ręce butelkę, a w drugiej probierkę, że pani Hall całkiem się zaniepokoiła. Ale nie zbywało jej na rezolutności.
— W takim razie chciałabym wiedzieć, proszę pana, co pan uważa...
— Szyling... napisz pani szyling. Spodziewam się, że szyling wystarczy.
— Owszem — odparła pani Hall, zbierając ze stołu serwetę i nakrywając nią po strzepnięciu słomy powtórnie.
— Jeżeli to panu dogadza, oczywiście...
Odwrócił się i usiadł z kołnierzem surduta, wzniesionym w jej stronę.
Całe popołudnie pracował przy zamkniętych drzwiach i jak świadczy pani Hall, w zupełnem milczeniu. Ale raz dało się słyszeć wstrząśnienie i dźwięk uderzających o siebie butelek, jak gdyby stół się zachwiał i brzęk szkła, zrzuconego gwałtownie na ziemię, a potem szybkie przejście wpoprzek pokoju. Obawiając się, że się coś stało, podeszła pod drzwi i podsłuchiwała, nie myśląc wcale o pukaniu.
— Nie mogę iść dalej — wymyślał. — Nie mogę iść dalej! Trzysta tysięcy, czterysta tysięcy! Olbrzymia masa! Oszukany! To mi może zabrać moje całe życie... Cierpliwości! Cierpliwości zaiste!... Głupiec! głupiec!...
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/31
Ta strona została przepisana.