Tymczasem na ceglanej podłodze w bufecie ozwał się głos okutych trzewików, a pani Hall zmuszona była, ku wielkiej niechęci, nie dosłyszeć reszty jego rozmowy z samym sobą. Gdy powróciła, w pokoju zrobiło się znowu całkiem spokojnie, panowała znowu zupełna cisza, z wyjątkiem trzeszczenia krzesła i przypadkowego zadźwięczenia butelki. Wszystko minęło; obcy zagłębił się na nowo w swej pracy.
Wnosząc herbatę, spostrzegła potłuczone szkło w rogu pokoju pod wklęsłem lustrem, jakoteż złotą plamę, bardzo niedbale wytartą. Zwróciła na to jego uwagę.
— Zamieść to pani w rachunku! — sykął gość. — Na miłość Boską, nie dręcz mnie pani! Jeżeli tylko uszkodzę cokolwiek, wpisz pani zaraz do rachunku.
Powiedziawszy to, zaczął dalej rozglądać się w leżącym przed nim seksternie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Powiem ci coś — rzekł woźnica tajemniczo.
Było to późno po południu, a obaj towarzysze siedzieli w małej piwiarni w Iping.
— Cóż takiego? — spytał Henfrey.
— Ten facet, o którym mówicie, a którego mój pies pokąsał, jest czarny, a przynajmniej ma czarne nogi. Widziałem przez dziurę w spodniach i przez szparę w rękawiczkach. Każdy spodziewałby się zobaczyć kolor różowy, czyż nie prawda? Ba... otóż właśnie, że ani śladu. Czysta czarność, powiadam wam, że jest czarny, jak mój kapelusz.