— Czekaj aż do lata — powiedziała pani Hall mądrze. — Kiedy artyści zaczną się zbierać, wtedy zobaczymy. Może i jest nieco dumny, ale rachunki, płacone punktualnie, to zawsze rachunki płacone punktualnie, bez względu na to, cobyś chciał powiedzieć.
Przybysz nie uczęszczał do kościoła i nie czynił różnicy pomiędzy niedzielą a dniem powszednim, nawet w ubiorze. Pani Hall sądziła, że pracował bardzo rozmaicie. Jednych dni schodził na dół i był nieustannie zajęty. Innych znowu wstawał późno, chodził po pokoju, zrzędził całemi godzinami, palił lub spał w fotelu przy kominku. Po za wsią nie utrzymywał żadnych stosunków ze światem. Usposobienie jego było ciągle niepewne, po największej części sposób jego zachowania przypominał człowieka cierpiącego; raz czy dwa razy w spazmatycznym napadzie gniewu porwał, połamał i potargał różne rzeczy. Zwyczaj głośnego mówienia do samego siebie potęgował się u niego, ale jakkolwiek pani Hall podsłuchiwała sumiennie, jednak nie mogła dosłyszanych słów powiązać w jakąś logiczną całość.
Rzadko wychodził z domu za dnia, ale za to o zmierzchu wymykał się ukradkiem, otulony, bez względu na to, czy było zimno lub ciepło, wybierając najsamotniejsze i najwięcej drzewami ocienione ścieżki.
Jego upiorowate okulary i straszna, upiorowata twarz pod daszkiem kapelusza, wysuwały się z niemiłą szybkością z cieniów nocy na wracających do domu robotników. Teddy Henfrey, wytaczając się pewnego razu z szynku, o godzinie w pół do dziesiątej wieczorem, przestraszył się olbrzymiej głowy obcego przyby-
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/34
Ta strona została przepisana.