czarowania na twarzy. — Ba... wszystko na nic! To wszysko cyfry, panie Bunting.
— Niema dyagramów? — spytał Bunting. — Żadnych ilustracyj, rzucających światło?
— Zobacz pan sam — rzekł Cuss. — Część tego jest czysto matematyczna, a część po rosyjsku albo w jakimś pokrewnym języku, sądząc z liter, a część bodaj po grecku. Sądzę, że pan po grecku...
— No, oczywiście — rzekł Bunting, wyjmując i wycierając okulary, doznawszy przytem nagle bardzo niemiłego uczucia, ponieważ nie zostało mu w głowie prawie nic greczyzny. — Zapewne... greczyzna może dostarczyć klucza.
— Wyszukam panu miejsce.
— Raczej przejrzę naprzód wszystkie tomy — odparł Bunting, ciągle wycierając szkła. — Naprzód, panie Cuss, — ogólne wrażenie, a potem, uważasz, możemy poszukać klucza.
Kaszlnął, włożył szkła, nadał im odpowiednią pozycyę, kaszlnął znowu i życzył sobie gorąco, żeby przecie przytrafiło się coś, coby odwróciło nieuniknione bodaj zblamowanie się. Wreszcie wziął niedbale podany sobie tom.
A wtedy istotnie przytrafiło się coś.
Drzwi otworzyły się nagle.
Obaj panowie żachnęli się gwałtownie, obejrzeli się po za siebie i doznali mocnej ulgi, ujrzawszy zwykłą, rumianą twarz pod zmierzwionym cylindrem.
— Bufet? — spytała twarz, stojąc i gapiąc się.
— Nie — odparli obaj dżentelmani równocześnie.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/76
Ta strona została przepisana.