— Mój Boże! — zawołał Bunting, wahając się pomiędzy strznemi alternatywami.
Słyszał zaciekłą walkę w korytarzu oberży i w tejże chwili powziął postanowienie. Wypełznął przez okno, uporządkował swój kostyum pośpiesznie i pobiegł ku wsi tak szybko, jak tylko małe, tłuste nogi były w stanie go unieść.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Od chwili, kiedy Człowiek Niewidzialny krzyknął z wściekłości, a Bunting wykonał swą pamiętną ucieczkę ku wsi, niepodobna dać porządnego opisu zajścia w Iping. Prawdopodobnie pierwotnym zamiarem Człowieka Niewidzialnego było zasłonić ucieczkę Marvela z ubraniem i książkami. Ale usposobienie jego, nigdy nie zasługujące na nazwę łagodnego, musiało wskutek jakiegoś przypadkowego uderzenia popsuć się jeszcze bardziej, wskutek czego zaczął natychmiast wymierzać razy i przewracać wszystkich dla samej satysfakcyi sprawiania bólu.
Musimy sobie wyobrazić ulicę, pełną biegnących ludzi, zamykanie przez nich z trzaskiem drzwi i posukiwanie schronienia. Musimy sobie wyobrazić tłum, znoszący nagle niestałą równowagę Fletchera, stojącego na desce, wspartej o dwa krzesła... co wywołało oczywiście katastrofę. Musimy wyobrazić sobie przerażoną parę, schwytaną na huśtawce. A potem cały tłum rozproszył się, ulica zaś w Iping opustoszała, ale za to została zarzucona orzechami kokosowemi, poprzewracanemi namiotami i rozsypanemi słodyczami. Wszędzie rozlegało się zamykanie okienic, zasuwanie rygli, a jedynym śladem człowieka było tu