Na twarzy Marvela wystąpiły sine plamy wśród plam czerwonych.
— A nie upuść książek, głupcze! — rzekł Głos surowo.
— Faktem jest — mówił po chwili Głos — że będę musiał wyzyskać cię... Jesteś nędznem narzędziem, ale muszę.
— Jestem nędznem narzędziem — powtórzył Marvel.
— To prawda — rzekł Głos.
— Jestem najgorszem narzędziem, jakie mogłeś sobie wybrać — poprawił Marvel. — Nie jestem wcale mocny — bąknął po chwili. — Nie jestem wcale za silny — powtórzył.
— Nie?
— A serce moje słabe. Ten drobiazg... przyźdwigałem go oczywiście, ale mogłem upuścić.
— A więc?
— Nie posiadam ani odwagi, ani siły do tego rodzaju usług, jakich ode mnie wymagasz...
— Już ja ci dodam sił.
— Wolałbym, żebyś tego nie robił. Nie chciałbym pomieszać ci twoich planów. Ale mogę, niechcący, już z samego przestrachu i zdenerwowania...
Nie przyjdzie do tego — przerwał Głos — musisz mi dopomódz!
— Wolałbym raczej nie żyć — westchnął Marvel. — To niesprawiedliwie — wyrzekał — musisz przecie przyznać... Zdaje mi się, że mam zupełne prawo...
— Ruszaj dalej! — rzekł Głos.
Marvel przyśpieszył nieco kroku i przez chwilę szli znowu w milczeniu.
Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/89
Ta strona została przepisana.