Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/90

Ta strona została przepisana.

— To strasznie ciężkie! — rzekł Marvel.
Słowa te nie wywołały żadnego skutku. Próbował innego wybiegu.
— Co ja przez to skorzystam? — zaczął znowu tonem, zdradzającym poczucie nieznośnego położenia.
— Och milcz! — przerwał mu Głos niecierpliwie. — Już ja tam wszystko załatwię, jak należy. Ty rób tylko to, co ci każę. Rób dobrze. Jesteś wprawdzie głupcem, ale musisz robić...
— Powiadam panu, że nie jestem odpowiednim człowiekiem. Z całym szacunkiem... ale tak jest...
— Jeżeli nie zamilkniesz, to cię do tego zmuszę rzekł Człowiek Niewidzialny.
Tymczasem po przez drzewa zajaśniały dwa żółte światła i niebawem ukazała się kwadratowa wieża kościelna.
— Będę trzymał rękę na twojem ramieniu rzekł Głos — przez całą wieś. Idź prosto i nie próbuj żadnych sztuczek. Wszelkie usiłowanie ucieczki wyjdzie ci na złe.
— Wiem o tem — westchnął Marvel. — wiem o tem wszystkiem.
Nieszczęsna postać w wygniecionym cylindrze przeszła przez małą wioskę ze swym ciężarem pod pachą i zniknęła w rosnącym zmierzchu po za światłem okien.