Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/109

Ta strona została uwierzytelniona.

szklanki zpowrotem na stole. Może ją pan trzymać w ręku, a łokieć oprzeć na kolanie. O tak! No, a teraz...
Podniósł szklankę.
— Za „Nowy Acelerator!“
— Za „Nowy Acelerator!“ — zawołałem i trąciliśmy się szklankami. Wypiłem roztwór i natychmiast zamknąłem oczy.
Znacie to uczucie pustki i niebytu...
Trwało przez czas nieokreślony. Potem usłyszałem głos Gibberne’a, który kazał mi obudzić się; ocknąłem się więc i otworzyłem oczy.
Stał, jak poprzednio, ze szklanką w ręku. Tyle tylko, że była pusta.
— I cóż? — powiedziałem.
— Wszystko w porządku?
— Najzupełniej. Tak się tylko czuję, jakbym się wstawił. Nic więcej.
— Słyszy pan co?
— Nic specjalnego — odrzekłem. — Ależ tak, do licha, nic nie słyszę. — Może tylko lekki plusk, lap, lap, jakby deszcz padał na różne przedmioty. Co to jest?
— Dźwięki, rozłożone na części składowe — odpowiedział — tak mi się przynajmniej zdaje. Patrzył w okno. — Czy pan widział kiedy firankę w takiej pozycji?
Spojrzałem w tę stronę: koniec firanki sterczał sztywno, nieruchomo, jakby wzdąwszy się od wiatru, zatrzymał się nagle.
— To dziwne — odrzekłem.
— A to? — powiedział i otworzył dłoń, w której trzymał szklankę.
Zamrugałem naturalnie oczyma, oczekując, że naczynie spadnie za chwilę na ziemię i potłucze się. Nic podobnego!