Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez cały ciąg podróży chętnie jednak mawiał z Holroydem o mrówkach. Za każdym razem, kiedy zdarzyło im się spotkać jakąś istotę ludzką wśród bezmiarów wody, słońca i lasów, Holroyd, lepiej obznajmiony z miejscowem narzeczem, rozpoznawał słowo „Sańba“, coraz częstsze, coraz bardziej deminujące nad całą rozmową.
Uznał, że sprawa mrówek zaczyna się przedstawiać coraz bardziej interesująco i w miarę, jak się przybliżali do celu podróży, ciekawość jego rosła. Gerilleau porzucił swe odwieczne tematy, a oficer portugalski przyłączał się teraz do rozmowy; znał obyczaje mrówek, tnących liście, i popisał się swemi wiadomościami. Gerilleau od czasu do czasu tłumaczył jego słowa Holroydowi, Oficer opowiadał o drobnych, rojnych robotnicach, których zadaniem jest wojna, i o większych, które rządzą i wydają rozkazy, a walcząc z człowiekiem, wpełzają mu na kark i gryzą aż do krwi. Opowiadał, jak tną liście i tworzą z nich gębczaste koryta i zapewniał, że ich mrowiska ciągną się w Caracasie na przestrzeni setek metrów. Przez dwa dni trzej mężczyźni dysputowali na temat, czy mrówki posiadają oczy. Drugiego popołudnia pokłócili się o to na dobre i dopiero Holroyd uratował sytuację, udał się bowiem łódką na brzeg dla stwierdzenia prawdy. Udało mu się złapać kilka gatunków; niektóre miały oczy, a niektóre — nie. Wobec tego zaczęły się debaty — czy mrówki kłują, czy gryzą?
— Te nasze mrówki — oznajmił Gerilleau, po zebraniu informacyj w pewnem rancho — mają wielkie oczy. Nie biegają, jak ślepe, jak większość innych. Nie! Kryją się po kątach i patrzą, co się dzieje.
— I kłują? — zapytał Holroyd.
— Tak. Kłują. Mają zatrute żądło. — Pomyślał