Broniąc jej, sypał z okien i głazy i strzały.
Pierwszy Turn rzucił podpał i przytkwił do ściany;
Chwycił się tarcic ogień wiatrem rozdmuchany.
Chcą uciekać Trojany wewnątrz zatrwożone,
A gdy w nietkniętą ogniem cofają się stronę,
Gdy się kupią: w tem wieża straszliwym wywrotem
Padła i srogim nieba przeraziła grzmotem.
Własną bronią pokłuci, przez okropne brzemię
Zgnieceni, wpół umarli, padają na ziemię.
Ledwie Likus ocalał i Helenor drugi;
Tego skrycie król Lidów miał z Licymny sługi.
W zabronny bój do Troi matka go wysłała;
Nieznanym go czyniły miecz goły, tarcz biała.
Gdy więc ujrzał się pośród licznych Turna gminów,
I ztąd i zowąd widział zastępy Latynów:
Jak zwierz przez gęste łowców otoczony szyki,
Ku włóczniom i oszczepom gniew wywiera dziki,
A choć wie, że mu zewsząd zgon zagraża bliski,
Przecież śmiało na zgubne miota się pociski;
Tak młodzian śmierci pewny, gdzie wrogów gromada
I gdzie ciosy najgęstsze, sam na oślep wpada.
Lecz Likus krzepszy w nogach, przez roty, oręże
Rączo biegnie ku murom, a gdy ich dosięże,
Pragnie dostać rąk ziomków szybkim na dach skokiem,
Tego gdy Turn doścignął pociskiem i krokiem,
Chciałżeś ty rąk mych, woła, ujść w sercu zuchwałem?
Porwał go, i obalił wraz z muru kawałem,
Jak ów giermek Jowisza w nieba uniesiony
Gdy mu zając lub łabędź w ostre wpadnie szpony;
Jak zwierz Marsa, gdy jagnię z obory porywa;
Długim je bekiem szuka matka nieszczęśliwa.
Zewsząd wrzaski powstają; ci burzą warownię
Ci na dachy miotają żarzące się głownie.
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/238
Ta strona została przepisana.