Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/262

Ta strona została przepisana.

Jak lew widząc do boju gotowego byka,
Szybką stopą zdaleka ku niemu nadchodzi:
Podobnym kształtem Turnus na Pallasa godzi.
Ten, gdy do cisku włóczni przestrzeń miejsca zmierzył,
Acz miał siły nierówne, pierwszy nań uderzył,
Aliż los nie posłuży śmiałemu czynowi!
Wtem wznosząc wzrok swój w górą, tak do niebios mówi:
Przez gościnę przyjętą wraz z ojcowskim stołem
Wesprzyj dzieło Alcydzie! które przedsięwziąłem;
Niech w krwi Turna zbryzgane zedrą z niego bronie
I niech mię ujrzeć musi zwycięzcą przy zgonie.
Słyszy Alcyd młodzieńca, ból w swem sercu tłoczy,
I z daremnego żalu hojne łzy wytoczy.
Ojciec zaś temi słowy boleść jego koi:
Ola każdego z śmiertelnych dzień wytknięty stoi;
Chwile życia upłynne, niepodobne zwroty;
Lecz wznieść chwałę przez czyny, to jest dzieło cnoty.
Tylu z boskiej krwi padło dla Troi obrony;
Tam legł syn mój Sarpedon życia pozbawiony!
I dla Turna nadchodzi dzień losów wyroczy.
Rzekł, i od niw rutulskich swe odwrócił oczy.
Pallas gdy w rzucie włóczni wszystkich sił natęża.
Wraz dobył z wklęsłych pochew świetnego oręża.
Lecąc cios, otwarł drogę przez koniec puklerza
I w najwyższą część zbroi nad barki uderza;
Ten wielkie Turna ciało natychmiast odroni.
Więc okutym w żelazo drzewcem z silnej dłoni
Mierząc ku Pallasowi, tak rzecze niezwłocznie:
Zważ, czyli zdołam głębiej moją utkwić włócznię.
Rzekł, i sam środek tarczy ostrym przebił razem,
Chociaż tyle sztab miedzi związanych żelazem,
Choć ją składa skór tyle z niejednego byka;
Cios zgruchotawszy zbroją wskroś piersi przenika.