Darmo się na sposoby wysilać poczyna,
Cala moc ziół Apolla bez skutku użyta;
Próżno ręką cios wzrusza i kleszczami chwyta:
Nic nie nadaje zręczność, spełzła pomoc boga;
Gdy coraz do obozu przybliża się trwoga.
Zewsząd tumany kurzu niebo pokrywają,
Wre jazda, gęste ciosy w obozach padają.
Krzyki młodzi walczącej i ginących głosy
Rosną i przebijają jękami niebiosy.
Wtem nad boleścią syna Wenus litościwa
Dyptan z Idy kreteńskiej własną ręka zrywa,
Dyptan w gałęzie z liści wełniastych bogaty
I w szkarłat barwionymi pyszniący się kwiaty.
Moc jego leśne kozy z dokładnością znały,
Gdy w ich grzbiecie zranionym lekkie utkwią strzały.
To ziele niesie Wenus okryta w ciemnice,
Sypiąc je w świetne wodą nalane miednice;
I dodaje tajemna w zasłonie obłoków
Wraz z pachnącym złocieniem ambrozyjskich soków:
Tym płynem letni Japis zmył nieświadom ranę.
Wnet ustępują bole z ciała odegnane,
Krew się w ranie wstrzymuje; wtem za ręką strzała
Sama wyszła, moc nowa dawne siły wlała.
— Podajcie broń mężowi; zkąd te odwlekania?
Rzekł Japis, i do boju pierwszy Teukrów skłania;
Nie jest to ludzkie dzieło, lub mego rzemiosła,
Ni ta ręka, Eneju, pomoc ci przyniosła:
Bóg to zdziałał, na większe przeznaczając dziwy.
Wciąga złote obuwie Enej boju chciwy,
Wstrząsa włócznią ogromną niecierpiący zwłoki.
Gdy wdział pancerz i tarczą obwarował boki,
Ściska Jula otoczon przez zgęszczone miecze
I całując go w czoło, te słowa wyrzecze:
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/321
Ta strona została przepisana.