Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/326

Ta strona została przepisana.

Wszedł na wzgórze, gdzie wojska Teukrów się zbiegały
I w gęstym szyku w rękach dzierżą tarcze, strzały.
Ztąd rzekł, stojąc na wzgórku pomiędzy rotami:
Nie zwłóczcie mych rozkazów; Jowisz jest za nami.
Niech nikogo nie zraża śmiała moja sprawa.
Jeźli dziś wróg pod nasze nie podda się prawa,
Powód walk, gród Latyna tronem znakomity
Zburzę i zrównam z ziemią miasta tego szczyty.
Mamli na Turna żądzę wyglądać wzajemną,
Aż zwalczony, raz jeszcze zechce walczyć ze mną?
Wtem mieście tkwi, o bracia! srogiej wojny głowa;
Ognia! niech w ogniu pomstę otrzyma umowa.
Rzekł, i wszyscy w tej myśli trójkąt utworzyli
I w ściśniętych szeregach ku miastu ruszyli.
Wtem drabiny i ognie nagle się zjawiają;
Tamci spiesząc ku bramom stróżów zabijają,
Ci z pocisków powietrze okryli w ciemnice.
Enej pierwszy ku murom wyciąga prawicę;
Wini Latyna, bogów na świadectwo bierze,
Że walczy za zgwałcone po dwakroć przymierze.
Niezgoda wśród mieszkańców zatrwożonych wzrasta
Ci gród zawrzeć, ci Trojan chcą wpuścić do miasta,
Króla nawet ku wałom wleką innych dłonie;
Inni z bronią na mury spieszą ku obronie.
Jak pasterz, wypatrzywszy w skalistej czeluści
Pszczoły, skoro dym gorzki między rój zapuści;
Drżące o byt swój w ulu, wznoszą lot trwożliwy
I brzękiem straszne w sobie obudzają gniewy;
Swęd powstał, huczą wewnątrz kamienne siedliska,
A dym w przestrzeń powietrzną z ula się przeciska.
Nowa klęska znękane Latyny dotknęła
I w chwili całe miasto żalem ogarnęła.
Królowa, bacząc wrogów ku murom zbliżenie