I w zagrożonem mieście na dachach płomienie,
Gdy Turna i Rutulów z niskąd nie odkrywa,
Że młodzian poległ w boju, mniema nieszczęśliwa.
Nagłym żalem wzruszona wyznaje swą winę
I sobie przypisuje wszystkich klęsk przyczynę.
Z ciężkiego obłąkania długą wszczyna mowę;
Rwie swą ręką na sobie szaty purpurowe
I samobójczym węzłem na belce się wiesza.
Wieść jej zgonu Latynek gdy powzięła rzesza,
Córka jej Lawinia targa włosy płowe
I własną ręką lica kaleczy różowe.
Natychmiast dzika wściekłość gmin ogarnia cały;
Wszystkie gmachy jękami szeroko zabrzmiały.
Wieść ta miasto napełnia jednem oka mgnieniem.
Upadł duch; idzie Latyn z rozdartem odzieniem;
Zgon żony i los miasta taką rozpacz nieci,
Że siwiznę swych włosów w brudnym piasku szpeci.
Sam się dręczy, dla czego ochotnem przyjęciem
Nie pospieszył Eneja swoim uznać zięciem.
Tymczasem Turn, wojując na odległej niwie,
Ścigał kilku zbłąkanych, lecz mniej zapalczywie;
Zwolniał, widząc, że konie rączo biedz nie mogą.
Wtem wiatr przyniósł ku niemu krzyk zmieszany z trwogą.
Słuch jego obudzony bacznem natężeniem
Pomieszany zgiełk miasta z smutnem razi brzmieniem.
— Niestety! jakież z murów wybuchają dźwięki!
Czemuż miasto tak srogie zakłóciły jęki?
Rzekł, i stawa z obawy, lejce w rękach ściska,
Lecz siostra, co kształt wzięła woźnicy Metyska,
Władając wozem jego, końmi i lejcami,
Tak odpowie: o Turnie gońmy za Teukrami,
Zajmijmy do zwycięztwa gościniec ubity:
Są inni, co zasłonią domów naszych szczyty.
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/327
Ta strona została przepisana.