Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/333

Ta strona została przepisana.

Wtem wszechmocny król niebios, rzecze do Junony,
Patrząc przez jasny obłok na te walki z góry:
Jakiż koniec, o żono, krwawe wezmą spory?
Wiesz to dobrze, że ENej niecofnym wyrokiem
Ma zasiąść wraz z bogami na niebie wysokiem.
Jakaż cię wśród chmur zimnych nadzieja wstrzymała?
Przystoiż by dłoń ludzka boską krew przelała?
Miecz Turnowi, zwalczonym po co wracasz siły?
Twoje to, nie Juturny, zabiegi zrządziły.
Przestań; niech znajdzie miejsce prośba moja szczera.
Długo cię żałość ciężka w skrytości pożera:
Niech mi ją dziś wynurzą słodkie usta twoje.
Do ostatniego kresu krwawe przyszły boje;
Mogłaś ścigać Trojanów przez lądy i wody,
Mogłaś wojny podniecać i krwawe niezgody,
W płacz zamienić wesele, w pustynie mieszkania;
Lecz odtąd wszelkiej sprawy Jowisz ci zabrania.
Na to Juno z pokorą rzecze bez odwłoki:
Gdyś mi twoje, Jowiszu, objawił wyroki,
Rzuciłam świat i Turna; inaczejbym w niebie
Nie zniosła czynów godnych i niegodnych siebie.
Lecz ogniem otoczona wśród wojska bym stała
I do walk bym niszczących Teukrów rozdrażniała
Wyznam, żem w pomoc bratu Juturnę popchnęła
Budząc ją, by go zbawić, na przeważne dzieła;
Lecz nie tak, by strzałami rozsiewała rany.
Przysięgam to na Styxu nurt nieubłagany;
Wszak większego zaklęcia nie wyrzekną bogi.
I teraz ustępując bój opuszczam srogi.
Lecz dla sławy Latynów, dla latyńskiej ziemi,
Błagam o rzecz niewzbronną wyroki żadnymi.
Gdy przy ślubach zapadnie pokoju ustawa
I gdy się w jedno zleją przymierza i prawa: