Choć go mnóstwo drzew rosłych od zgiełku uchyla,
Krzyk, wrzawa i szczęk broni wzmaga się co chwila.
Zrywam się ze snu; pragnąc poznać co się dzieje
Wybiegam na szczyt domu, słucham i truchleję.
Tak ogień wiatrem dęty bujne trawi kłosy;
Tak potok, spadłszy z góry wzbitej pod niebiosy,
Niszczy role i lasy porywa zuchwale;
Słysząc łoskot, drży pasterz na wyniosłej skale
Już się na jaw wydała sroga Greków zdrada,
Płonie gmach Dejofoba i w gruzach upada;
Tuż gore Ukalegon, a łuna jaskrawa
Świeci brzegom; powstaje dźwięk trąb, mężów wrzawa.
Bezprzytomny broń chwytam, niewiedząc co działam
Zebrać ziomków, na zamek spieszyć z nimi pałam.
Gniew z zażartością miota sercem rozżalonem
I zgon z orężem w ręku pięknym zdał się zgonem.
Oto Pantej Otryjczyk przed orężem Greka
Chroniąc się, kapłan Feba, od zamku ucieka.
Wlecze bóstwa zwalczone, świętości i wnuka,
I bez duszy, przytułku u drzwi moich szuka.
Cóż się dzieje Panteju? w czyich zamek ręku?
On na to rzecze głosem przerwanym od jęku:
Przyszedł czas, przyszło dla nas okropne skonanie,
Była Troja, słynęła, byliśmy Trojanie;
Wszystko to z żelaznego Jowisza opieki
Wróg posiadł, w gorejącej Troi władną Greki.
Zbrojnych roty na miasto z konia się rozlały,
Synon zwycięzca, miesza do szyderstw podpały;
Liczniejsze niźli kiedy wyszły z Mycen roty,
Sypią się tysiącami otwartemi wroty.
Tych zastęp w ciasnych miejscach przejścia ulic broni,
Miecz do boju gotowy błyszczy w innych dłoni;
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/47
Ta strona została przepisana.