Zaledwie bram stróżowie do walk odważeni
Dają odpór wątpliwy pośród nocnych cieni.
Skoro Pantej Otryjczyk te słowa wyrzecze,
Biegną pchnięty od bogów na ognie i miecze,
Gdzie jedz piekielnych zapał unosi mię dziki,
Gdzie wrzask wzywa i wzbite aż do niebios krzyki.
Wnet Ifisa, Ryfeja, Dymasa, Hypana,
Łączy ze mną księżyca światłość pożądana.
Stawa Horeb, co przybył do Troi w tę porę
Z miłości, którą srodze do Kassandry gore,
Ojcu on Priamowi spieszył ku obronie;
Biedny, za cóż nie wierzył źle wróżącej żonie!
Gdym więc postrzegł, że wszyscy do boju pałali:
Za nic, rzekłem, pierś mężna, młodzieńcy wspaniali!
Jeźli ze mną was łączą zwycięztwa nadzieje;
Widzicie co się z nami, co się z miastem dzieje,
Bóstwa nasze ołtarze opuściły swoje,
Chcecież sami ratować gorejącą Troję?
Spieszmy w bój, spieszmy umrzeć gdzie nam los przeznaczy,
Zwyciężonych nadzieja spoczywa w rozpaczy.
Głos ten wściekłość wlał w młodzież, a jak wilków zgraje,
Którym czarna mgła zbójczej otuchy dodaje,
Gdy ich okropność głodu na mordy rozżarła,
A w gniazdach suche wilcząt oczekują gardła:
Tak z nas każdy, gdzie włóczni las się gęsty jeży
I gdzie wrogów najwięcej, na śmierć pewną bieży.
Dążym w gród, noc nas w czarne okryta zasłony.
Któż opisze tej nocy i kieski i zgony?
Kto, chcąc wszystkie opłakać, tyle łez posiada?
Władnące przez lat wiele dawne miasto pada,
Z porozwłóczonych trupów krew potokiem płynie
Przez ulice i domy i bogów świątynie;
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/48
Ta strona została przepisana.