Właśnie, morderczej Pyrra uniknąwszy dłoni,
Polites syn Priama w te się miejsca chroni;
Przez miecze i tłum wrogów ucieka raniony,
Przebiegając krużganków przestwór wyludniony.
Pędzi za nim Pyrrusa wściekłość mordów chciwa:
Ściga, dosięga ręką i włócznią przeszywa.
Gdy więc upadł, konając przed rodziców okiem,
I duszę wraz z krwi mnogiej wyzionął potokiem.
Wnet Priam, chociaż śmierć mu zagraża dokoła,
Wstrzymać gniewu nie może, zrywa się i woła:
O! jeżli jeszcze litość przemieszkuje w niebie,
Niech za to wywrą bogi zemstę swą na ciebie,
Że zgon syna przedemną zrządza dłoń zbójecka
I żeś skalał twarz ojca krwią własnego dziecka.
Nie tak się ze mną wrogiem obszedł Achil dzielny,
Za którego się syna udajesz bezczelny;
On czcząc prawa narodów, o które błagałem,
Odesłał mię do Troi wraz z Hektora ciałem,
Jego duszę ojcowskie poruszyły jęki.
To rzekłszy, wątły pocisk z drżącej cisnął ręki,
Ten odparty od miedzi, w której hart uderza,
Spełzł i zawisł bez skutku u szczytu puklerza.
Ty więc zanieś, rzekł Pyrrus, ojcu memu wieści,
Żem odrodny, że we mnie męztwo się nie mieści;
Umieraj. Wtem drżącego i w krwi hojnej syna
Spluskanego, wlec srodze przed ołtarz poczyna;
Ewie za włos lewą ręką, miecz straszliwy oku
Wzniósł prawą i utopił po rękojeść w boku.
Tak smutną śmiercią Priam dni zakończył swoje,
Gdy widział Pergam w gruzach i w perzynie Troję,
Tak poległ ów Azyi monarcha wspaniały,
Co go liczne narody władzcą uznawały.
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/54
Ta strona została przepisana.