To gdym rzekł, wnet lwią skórą z szatami pospołem
Pokrywszy barki, ojca unosić począłem.
U prawicy mej Julus mały się zawiesza
I nierównymi kroki za ojcem pospiesza.
Dalej żona uchodzi, dążym przez ciemnoty.
A mnie, którego wprzódy nieprzyjaciół roty,
Ani greckich zastępów szczęk oręża srogi,
Nie przywiodły na chwilę do niemęzkiej trwogi,
Teraz każdy szmer straszy; każdy szelest słyszę,
Drżąc zarówno o ciężar jak o towarzysze.
Blisko wrót, gdy już wszystkie drogi pomijałem,
Zdało się, że nóg tentent z nagła dosłyszałem.
Ojciec się przez noc ciemną wpatrując dokoła,
O synu! uchodź spiesznie, oto są, zawoła;
Widzę tarcze i miecze błyskające srodze.
Tu mi bóg nieprzyjazny odjął rozum w trwodze,
Bo gdym zszedł z miejsc świadomych na bezdrożne niwy,
W zamieszaniu straciłem żonę nieszczęśliwy.
Zbłąkanej, czy znużonej zgon się stał udziałem?
Nie wiem, lecz już jej odtąd nigdy nie ujrzałem,
Anim dociekł tej straty, aż gdyśmy po chwili
Do wzgórka i świątyni Cerery przybyli.
Tu jej brakło, gdy cała zeszła się drużyna;
Tak zawiodła nadzieje sług, męża i syna.
Któryż bóg lub człek został z przekleństw mych wyjęty?
Mógłżem być w zgonie Troi czem srożej dotknięty?
Więc bóstwa nasze, drogie syna, ojca głowy
Poruczam towarzyszom i kryję w parowy;
Sam w niezłomnym zamiarze i w świecącej zbroi
Biegnę na nowe ciosy i wracam do Troi.
Już w te mury i bramy spieszę bez odwłoki,
Przez które w mym uchodzie pierwszem stawił kroki;
Zwiedzam ślady przez nocne oznaczone cienie:
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/60
Ta strona została przepisana.