Tam pierwsze nad brzegami podnoszę siedliska
I tym mego wbrew losom użyczam nazwiska.
Składam matce Wenerze i bogom ofiary,
By szczęsną wieszczbą moje stwierdzili zamiary;
A dla niebian wszechwładzcy przez me własne ręce
W brzegach śnieżnego wołu z czcią pokorną święcę.
Był w bliskości grobowiec, po nim krzewy rosły,
Wkoło go cieniem gęstym okrył mirt wyniosły;
Zkąd gdym rwał na przykrycie gałęzie ołtarza
I gdym ziemię oczyszczał, dziw się straszny zdarza.
Bo gdym którą krzewinę wydobył z mogiły,
Wnet z niej czarne krwi krople ziemię posoczyły.
Strach mi mrozem przeniknął wszystkie członki ciała,
Zgromadzona pod sercem krew zlodowaciała.
Chcąc więc tego na innej doświadczyć krzewinie,
Zrywam drugą: i z drugiej krew podobnie płynie.
Więc do Marsa trackiego i Nimf wznoszę modły,
By, zmieniwszy zjawiska, złe wieszczby odwiodły.
Lecz gdy sparłszy na ziemie kolana, z mozołem
Trzecią gałęź z sił wszystkich naginać począłem, —
Mam-li rzec lub zamilczyć? — jęk srogiej boleści
Wyszedł z grobu i w takiej odezwał się treści.
Za cóż mię o Eneju w ciężkiej szarpiesz męce?
Przepuść mi i pobożne nie maż zbrodnią ręce.
Nie jestem ja ci obcy, choć mię grób tu więzi,
A krew ta która płynie, nie płynie z gałęzi.
Przebóg! rzuć brzeg łakomy i krwi chciwe kraje,
Z głębi grobu Polidor te przestrogi daje.
Tu poległem licznemi przeszyty strzałami,
Te wrósłszy w moje ciało stały się krzakami.
Zdjęty nagłą bojaźnią stawam osłupiały,
Głos skonał w uściech moich i włosy powstały.
Gdy poznał nędzny Priam niemożność obrony,
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/64
Ta strona została przepisana.