Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Całą pracę i trudy oddaj w moją pieczę;
W krótkich ci słowach zamiar wyłuszczę gotowy.
Jutro, skoro dzień błyśnie, z Enejem na łowy
Dydo wybrać się pragnie. Gdy las zamkną w sieci,
Wnet z mej woli grad z deszczem na myśliwce zleci;
Runą nagle z chmur czarnych pioruny i grzmoty,
Rozpierzchnie się drużyna przez nocne ciemnoty.
Dydo w jednej z Enejem znajdzie się jaskini.
Ja tam będę; a jeźli Wenus się przyczyni,
Połączę ich na zawdy władzą nierozdzielną;
Przyspieszy tam i Hymen z pochodnią weselną.
Przyjmując bez oporu zamiar ułożony,
Uśmiechnęła się Wenus z podstępu Junony.
Już na świat z łona morza wyszła zorza złota.
Wraz ze dniem młódź dobrana wyciąga za wrota,
Znoszą włócznie i sieci i parkany silne,
Biegnie hufiec Masylów i psy nieomylne.
Na królowę, co dotąd wyjście swe odwleka,
U drzwi przedniejszych panów świetne grono czeka.
Rumak pod nią szkarłatem i złotem potrząsa,
Rży czekając na jeźdźca i wędzidło kąsa.
Wyszła i za nią spieszy całe zgromadzenie.
Piękny haft zdobi na niej sydońskie odzienie;
Złoty ma kołczan, włos jej pod złotem się zgina
I szatę purpurową złota sprzączka spina.
Już dąży otoczona mężami frygskimi,
Już i Julus wesoły puszcza się wraz z niemi:
Doradniejszy od wszystkich Enej w spiesznym kroku
Wraz z hufcami swoimi stawa u jej boku.
Takim był jak Apollo, gdy w matki dziedziny,
Do Delu z zimnej Lików przechodzi krainy;
Gdy przy swoich ołtarzach widzi jak wokoło
Scyta, Dryop, Kreteńczyk pląsają wesoło.