— Dendele!... dendele!...
Miasteczko śpi jeszcze, nakryte mgłą, jak pierzyną. Godzina zaledwie siódma. W końcu października nie wszyscy o tej porze wstają do pracy, czynią to tylko ci, co muszą: rzemieślnicy, sługi, uczniowie.
Głos dzwonka z trudnością przedziera się przez mgłę. Jednak dolatuje gdzie trzeba. Świadczą o tem migające tu i owdzie w oknach blade płomyki świec — łojowych. Stearyny oszczędni obywatele używają tylko »od wielkiego dzwonu«: szkoda jej dla dzieciaków, które w tej chwili z pośpiechem nadzwyczajnym parzą sobie usta gorącą kawą, wpychają do tek książki, jabłka, kajety i obwarzanki, »przepowiadając« jednocześnie na cały głos: katechizm, gramatykę polską, deklamacyę łacińską i geografię.
— Dendele!... dendele!... dendele!...
Dzwonek odzywa się to głośniej, bardzo głośno nawet, jakby krzyczał na opieszałych z gnie-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.
I.
Dzwonek szkolny.