gnięta twórczymi obwarzanków »groszowych«, »plecionych«, »jajecznych« oraz »chał«, »makagig« i słodkich »mac«, cynamonem osypywanych.
— Dendele!... dendele!... dendele!...
Po pięciominutowym odpoczynku dzwonek, z nowa siłą i z wyraźną już złością, krzyczy na spóźniających się. Krzyczy długo, zajadle — potem w największym paroksyźmie gniewu urywa w jednej chwili, jak człowiek, który głośno i namiętnie spierając się, nagle machnął ręką, odwrócił się — odchodzi...
Kto mowę dzwonków rozumie, w tem dzwonieniu słyszał wyraźnie:
— Nuże, leniuchy, ospalcy, próżniaki! Czyż się was dziś nie dowołam? Piersi zrywam, serce ledwie mi nie pęknie, a wy nic! Śpiesznie, rzucajcie wszystko, przybywajcie, bo inaczej... Zresztą — jak się wam podoba! Możecie zwlekać, spóźniać się, nawet wcale nie przychodzić... Nic mi do tego. Ale wiedzcie, że was czeka »pałka« z pilności, zamknięcie w ciemnej izbie przy kancelaryi, rozmowa w cztery oczy z inspektorem, ze stróżem, może nawet wysyłka bezterminowa »na grzyby...« Wkońcu — dajcie mi pokój. Mam was dosyć!
Na ulicach zaniebieszczyło się od mundurków granatowych. Z kamienic i kamieniczek, z drewnianych, oparkanionych dworków, z kletek ledwie kupy się trzymających, wybiegają malcy
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.