Tamten zaś nie może wytrzymać na jednem miejscu. Wszędzie go pełno. Przebiega z ławki do ławki, mustrując małych, zalęknionych nowicyuszów; jednym wskazuje miejsca, innym zapina guziki u mundurów, innym jeszcze podsuwa pięść pod brodę, zalecając, żeby się prosto trzymali. To znów wskazuje na katedrę, przesuwa stolik, fotel, chusteczką kurz strzepuje. Za chwilę jest już przy tablicy, rysuje kredą olbrzymią głowę, ściera rysunek rękawem, a gąbka noc uciera — co wywołuje hałaśliwą wesołość w grupie przyglądających mu się malców. Wreszcie porzuca wszystko, i przyskoczywszy do najbliższego towarzysza, zaczyna mocować się z nim, jak siłacz cyrkowy.
Z całego jego zachowania się widać, że uważa się w istocie za »starsza osobę«.
Jest zresztą w klasie kilku takich, jak on. Odbijają od tłumu nieśmiałych, niezgrabnych, niemądrze uśmiechających się pierwszoklasistów wielką pewnością siebie, minami zuchowatemi, ciągłą gotowością do bójki. Tamci, to niby nowozaciężni rekruci; oni — stara gwardya. Już byli w ogniu, już proch wąchali. Znać to po ich twarzach, po mundurkach wytartych, po czuprynach, na których sterczą znamienne »wicherki«...
Są to — drugoroczni.
Każdy z nich z wyższością i lekceważeniem patrzy na »knotów«, co dziś, w pierwszym powakacyjnym dniu szkolnym, zapełnili klasę.
Szkoła nie jest wodą stojącą: przypomina ra-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.