Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

że to... motyle, które nakryć, a potem na szpilkę wbić trzeba.
Pół biedy jeszcze z tymi, co przeszli przez bakalarnię, gdzie nabrali choć cokolwiek szkolnej »tresury«. Ci umieją przynajmniej siedzieć prosto na ławce, patrzeć gdzie należy, obchodzić się porządnie z piórem i atramentem. Ale »wolontaryusze«, przybywający wprost z dziecinnego pokoju, z izby czeladnej, z lasu, z pola, z podwórza wiejskiej zagrody, mogą zwierzchników szkolnych o rozpacz przyprawić!...
Jeden podczas lekcyi usiadł tyłem do nauczyciela. Drugi, znudzony wykładem, przeciąga się i na cały głos ziewa. Trzeci położył głowę na książce i zasnął. Czwarty wytknął dwa palce i z całą szczerością zwierza się nauczycielowi, że »okropnie chce mu się jeść«. Piaty, wywołany do lekcyi, wstać nie może, gdyż... urwał mu się guzik od spodni.
Zwłaszcza pierwszego dnia przedstawia się to wszystko przestraszająco. Jakaś masa bezkształtna i bezkarna, której, zda się, żadna siła nie potrafi wtłoczyć w porządną, wychowawczą formę. Oczy stale roztargnione, niespokojne, biegające w prawo i lewo, jak u myszy schwytanej w pułapkę; brzuchy wystające, piersi w tył cofnięte, ręce i nogi w ciągłych podrygach... Trzebaby geniuszu Napoleona I-go, żeby z tej »ruchawki« utworzyć porządne, prawidłowe kadry, posłuszne głosowi dzwonka, rozkazom inspektora, upomnie-