Posiada dużo stron sympatycznych oraz przysłowie: »tak, panie tak...«
Otóż profesor Effenberger, dojrzawszy przez silne okulary Księżopolczyka, zawołał:
— A ty tam... tak, panie tak... skąd sze wsząłeś?
Chłopiec milczał, żuł chleb razowy i patrzył przez okno na liście, opadające z kasztana.
— Gadaj sara... tak, panie tak!
Księżopolczyk nie odwracał się, ani wiedząc, że do niego mówiono.
Effenberger zaperzony zeskoczył z katedry, przybiegł do ławek, zaciśniętą pięścią groźnie potrząsał...
— Sara wstawaj! — krzyczał — natichmiast! jak najpręsej! w pól minuta!...
Dopiero kilka kuksańców, wymierzonych pod ławką przez kolegów, zbudziło Księżopolczyka. Wstał, leniwie się przeciągając.
— Czego?... — zapytał z pełnemi ustami chleba.
Gniew nauczyciela spotęgował się jeszcze.
— Ach, ty, tak, panie tak!... jak sze nasywasz?
Ale tamten nic sobie z gniewu nie robił — nie rozumiał go nawet. Dłoń zwinięta przyłożył do ucha i powtarzał przeciągle:
— Czegoooo?.. czegoooo?...
Koledzy zaczęli wykrzykiwać mu nad uchem, jeden przez drugiego:
— Pan psor mówi... Pan prosor każe... Pan fesor żąda... żebyś powiedział: jak się nazywasz?
Księżopolczyk zrozumiał nareszcie. Twarz jego
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.