Ta strona została uwierzytelniona.
Chłopiec chorował całą wiosnę i pół lata i zdrowia odzyskać nie mógł.
Na kilka dni przed śmiercią oczy jego zaczęły nabierać niezwykłego blasku, twarz straciła swój zwykły, nieruchomy, osowiały wyraz. Zaczął mówić o szkole, nauczycielach, współuczniach...
Musiano mu nieustannie odczytywać listę kolegów. Była to jego najmilsza rozrywka. Słuchając, to uśmiechał się, to mrugał powiekami, to wzdychał głęboko.
Raz szepnął, jakby tylko do siebie:
— To dobre chłopaki...
Potem rzekł głośniej, z twarzą, nagłym blakiem rozpromienioną:
— Takbym chciał poznać się z nimi bliżej, pobratać!
Ocknęła się w nim dusza zapóźno — gdy już na sen wieczny kłaść się musiał...