gród były damy — jak na turniejach średniowiecznych) książkę w czerwonej oprawie ze złoconymi brzegami! Z jakąż dumą wyniosłą wracał potem z tą książką do kolegów, mierząc ich wzrokiem, pełnym pogardliwej wyższości!
Po skończonym popisie zrobiła się dokoła Ślimaka — pustka.
Wszyscy skupili się w gromadki hałaśliwe, śmiejące się, figlujące — on pozostał sam, rażąco sam, jak człowiek zadżumiony, od którego wszyscy z przestrachem uciekają.
I to wszakże nie zamąciło jego spokoju.
Sztywnym krokiem, z twarzą jak zawsze bladą i zimną, ale z głową podniesioną do góry, z uśmiechem lekceważąco wyniosłym szedł do domu środkiem ulicy, trzymając na widoku swą książkę czerwoną, od której bila łuna.
Przeszedł jak tryumfator dwie ulice »pryncypalne«, przeprowadzony zdumionemi oczyma żydowskich dzieciaków — ale gdy skręcił w boczną, drugorzędną uliczkę, opuściła go nagle pewność siebie...
Ujrzał idących naprzeciw siebie kilku koleżków z minami groźnemi. Śpiewali chórem »Vacationes cras«, i potrząsali groźnie prętami z łoziny. Dowodził oddziałem Sprężycki.
Tknięty przeczuciem zawrócił i chciał »rejterować«, ale spostrzegł za sobą drugi takiż sam hufiec, śpiewający tęż samą piosnkę i zaopatrzony
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.