»Arystokraci klasowi«, umiejący zaledwie domki z kart ustawiać, kręcili głowami z podziwu.
— To-ci dopiero... — powtarzali, przejęci szacunkiem dla kolegi.
Czasem na przechadzce, gdy znaleźli kilka deszczułek, przynosili je Krystkowi, a on, zasiadłszy w rowie na kamieniu przydrożnym lub pod drzewem w polu, tłómaczył im metodą poglądową: jak to powstają stoły, łóżka, szafy...
Słuchali wykładu z nadzwyczajnem zajęciem. To wszystko było dla nich takie nowe! takie ciekawe!
Krytek miał stały przywilej budzenia w kolegach podziwu. Raz naprzykład pokazywał im zrobiony przez siebie »garnitur« maleńkich, lilipucich mebelków. Pomimo, że całość, złożona ze stołu, kanapy, dwóch foteli i sześciu krzeseł mieściła się wygodnie na wierzchu zwykłej uczniowskiej teki, każda sztuka była wykończona jak najdokładniej, mocno sklejona i pokryta błyszczącą politurą.
Koledzy zachwycali się w równym stopniu dziełem i twórcą. W nowem też, ponętnem świetle ukazywało im się — rzemiosło.
— Wiesz, Witek, — mówił Dembowski do Sprężyckiego — chciałbym zostać stolarzem...
— Ja też! — wzdychał tamten.
Obaj zaś mieli zamożnych rodziców, którzy pragnęli uczynić swych synów co najmniej — mecenasami.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.