— Wojtek! — dopytywali »mistrza« koledzy — dla kogoś ty zrobił te śliczności?
— A... dla księdza-stryjka.
— Lubisz go?
— A... lubię! Daje mi na książki, na kajety; szkołę za mnie... a... opłaca.
— Pewnie chce, żebyś został księdzem?
— A... chce.
— I ty zgadzasz się na to?
— A... nie.
— Pewnie wolisz być stolarzem?
— A... broń Boże! Ja wolę... a... »wykierować się« na — aptekarza.
— Pigułki kręcić, lukrecyę smażyć, robić pomadę i maść na odciski?
— A... tak.
Koledzy mają nowy powód do dziwienia się.
Kilku chłopców objawiło chęć odwiedzenia Wojtka, a właściwie — jego ojca. Warsztat Wojciecha Krystka ciągnie ich do siebie, wydaje się im czemś nadzwyczajnem. Pragnęliby zobaczyć zblizka heble, piły, świdry, śrubsztaki, winkielaki, piony, bory, bankajzy — te wszystkie nadzwyczajne narzędzia, o których tyle się nasłuchali od młodego Krystka...
Ale on kręcił głową dwuznacznie.
— A... trudno to będzie. Mój »tatko« nie lubi, jak mu kto w robocie przeszkadza. Czeladnik też na gapiów... a... pomstuje...
Nie brzmiało to zachęcająco — na tytuł »ga-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.